Chcemy dzielić się z Wami inspirującymi historiami. O tym jak rodzicielstwo zmienia, motywuje, mobilizuje do działania.
Dziś Bogna Białecka - psycholog, prezes rodzice.co - Fundacja Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii zaprasza Was do zapoznania się z Pawłem, dwudziestoparolatkiem który... no właśnie, zobaczcie sami:
"
Paweł jest człowiekiem pewnym siebie i lubiącym dreszczyk emocji, dlatego przez kilka lat uprawiał tzw. wingsuiting (skakanie z wysokości w kombinezonie przypominającym skórę latających wiewiórek). Jest to sport dość szalony, istnieje duże ryzyko wypadku, a nawet śmierci, ale właśnie dlatego jest aż tak emocjonujący.
Jednak ostatnio zaskoczył wszystkich swoich przyjaciół, oświadczając, że kończy z wingsuitingiem. Nie stało się tak bynajmniej po żadnym wypadku. Zdziwionym znajomym oświadczył prosto: "Będę ojcem, to sprawa odpowiedzialności, nie chcę by moje dziecko zostało bez ojca, jakbym zginął". Dla części znajomych decyzja ta była szokująca. Uważali, że jest przejawem zniewolenia i porzuceniem bycia sobą na rzecz podporządkowania się konwencjom społecznym.
Paweł z kolei zdziwił się, że ktokolwiek ma z tym problem. Dla niego to była oczywista decyzja - miał okazję poszaleć, to sobie poszalał, teraz wszedł w kolejny etap życia i jest odpowiedzialny, więc porzuca hobby zagrażające jego życiu. Znajdzie inne, emocjonujące ale nie grożące trwałym kalectwem czy śmiercią.
Czy jest to zaskakujące?
Współcześnie samorealizacja i prawo do bycia sobą są wysoko postawionymi wartościami. Jednak to trochę jak ze spostrzeżeniem: "Ciekawe, że pod hasłem <<w życiu należy spróbować wszystkiego>> ludzie zwykle rozumieją seks i narkotyki a nie fizykę kwantową". Dziwi nas, gdy ktoś widzi drogę samorealizacji w podjęciu wyrzeczeń, samodyscyplinie, rezygnacji z nieograniczonej wolności.
Paweł zobaczył alternatywę - ekscytująca przygoda wynikająca z podejmowania ryzyka, kontra satysfakcja trudniejsza, związana z byciem odpowiedzialnym, dobrym ojcem.
Paweł ujmuje to następująco: "Wingsuiting daje potężny adrenalinowo-dopaminowy szot, co było super, ale już niedługo będę podrzucał mojego dzieciaka w górę a on będzie chichotał z ekscytacji a zarazem odrobiny przerażenia, mimo wszystko ufny, że go złapię i już teraz wiem, że to będzie dawało inny, mocniejszy rodzaj satysfakcji."
Na ile rozumiecie ten sposób myślenia Pawła?
Czy warto poświęcić chwilową, lecz potężną dawkę ekscytacji na rzecz satysfakcji wynikającej z bycia odpowiedzialnym ojcem?
"